niedziela, 13 października 2013

Ucieczka druga

- Długo tu mieszkasz? – zapytał odkładając zakupy na stół.
- Jakieś trzy godziny – wkładałam produkty do lodówki ignorując zdziwione spojrzenie Simona.
- Trzy godziny?
- No tak, a od jakichś pięciu jestem w Polsce.
Zamilkł na dwie minuty.
- Skąd jesteś?
- Z USA. Jestem amerykanką, i nie mam tu żadnej rodziny ani znajomych uprzedzając twoje pytanie. – powiedziałam widząc jak otwiera usta.
- Więc co tu robisz? – podniosłam wzrok i zobaczyłam jak blisko mnie stoi.
- Zaczynam wszystko od nowa – wyszeptałam.
   Staliśmy tak wpatrzeni w siebie, aż zaczęły mi wracać wspomnienia. Szybko odwróciłam wzrok, powstrzymując się od łez. Życie jest okrutne.
- Wiesz o mnie więcej niż ja o tobie. – powiedziałam.
- Pytaj o co chcesz.
- Jak masz na nazwisko? – nie powiem, wyglądał na zbitego z tropu przez chwilę.
- Tischer. Jestem niemcem.
- A po co przyjechałeś do polski?
- Jestem siatkarzem w tutejszym klubie.
   Ach, sportowiec. To dlatego był zdziwiony. Sława uderzyła do tej przystojnej główki, i myśli teraz że każdy go zna i chce od niego autograf. Ale nie ja. Mimo, że skończyłam fizjoterapię to nie lubiłam nigdy sportu. Starałam się go unikać jak ognia, zatracając się we własnym świecie śpiewu. O tak, kochałam śpiewać. Kiedy zostawałam sama w domu wybierałam ulubione piosenki i tworzyłam własne covery. Nie miałam nigdy publiczności, gitara i słowa i wystarczały. Zawsze gdy o tym myślę, że mogłabym się rozwijać w tym kierunku to ściska mi serce. Moja rodzina i otocznie skutecznie mnie od tego odwiedli. Między innymi dlatego też przyjechałam do Polski.
- … pracę? – zapytał i spojrzał na mnie wyczekująco, ale ja pokazałam mu, że nie słuchałam.
Westchnął.
- Pytałem, czy znalazłaś już jakąś pracę.
- Hm, nie. Jestem fizjoterapeutką z wykształcenia i wątpię czy coś znajdę.
- Fizjoterapeutką? – oczy mu się zaświeciły – Mam coś dla ciebie.
- Co?
- Wiesz gdzie jest Hala widowiskowo-sportowa? To jutro o 10 przed. Załóż coś ładnego. – powiedział, cmoknął mnie w policzek, po czym położył mi małą karteczkę na stole i wyszedł. Wyszedł, a ja siedziałam tak i drugi raz dzisiaj nie wiedziałam jak zareagować. Iść, czy nie iść? Zapewne załatwi mi pracę. Jednak znam go ile? Godzinę? I mam się zgodzić?
Westchnęłam, i dokończyłam rozpakowywanie.

   Wieczorem przed uśnięciem rozmyślałam. Przyjść, czy nie? Nowa praca to to, co chciałam. Wkurzało mnie tylko, że mogłam ją dostać po znajomości. To dla mnie nieuczciwe. Ale z drugiej strony, dla fizjoterapeuty nie znajdę innego zajęcia. Tak, to będzie dobry wybór.  Jeszcze dla pewności, wstałam zapaliłam światło, wzięłam monetę i westchnęłam. Zamknęłam oczy, podrzuciłam ją w powietrzu powtarzając, że jeżeli wypadnie ten ptaszek to pójdę. Z wahaniem popatrzyłam co wyszło. Uśmiechnęłam się pod nosem widząc co wypadło.
~~~
Dzisiaj trochę krócej.
 Nauczyciele nie mają chyba co w domu robić, tak pragną klasówek.

niedziela, 15 września 2013

Ucieczka pierwsza

Jadąc autobusem przerzucałam nerwowo kartki gazety. Udało mi się zdobyć taką, gdzie oferty będą w języku angielskim. Na każdej stronie były dziesiątki mieszkań i kawalerek, tylko że jeszcze żadna nie przypadła mi do gustu.  Kątem oka zerkałam też na oferty pracy. Skończyłam fizjoterapię, a nie wiem czy znajdę tu coś dla siebie. Będąc na stronie 37 coś zauważam. Mieszkanie w bloku, dwa pokoje z kuchnią. Cena też mi odpowiada. Szybko odnajduję wzrokiem telefon kontaktowy, i wybieram numer do właściciela. W duchu modlę się, żeby był to człowiek znający angielski. Nie wiem jak my się dogadamy.
- Tak słucham?
- Emm, dzień dobry – zaczęłam w moim ojczystym języku – dzwonię w sprawie mieszkania.
- Ach tak, rozumiem. – odetchnęłam z ulgą. Jak tylko się zadomowię, to załatwię sobie kurs polskiego.
- Oferta jest aktualna, tak?
- Oczywiście. Wszystko pani przeczytała w ogłoszeniu, więc proponuję spotkać się w mieszkaniu.
- Zgoda. Za godzinę będę w Jastrzębiu, więc pasuje mi każda godzina.
- To może o 14.30?
- Dobrze. Do zobaczenia.
Tak, wybrałam Jastrzębie-Zdrój do odbudowania swojego życia. Wierzę, że mi się to uda.
Wyjęłam moją starą MP4 i włożyłam słuchawki do uszu. Obserwowałam wszystko co mijałam za oknem. Po jakimś czasie zauważyłam tabliczkę z nazwą miasta, do którego dążę. Nauczyłam się już jej pisać. Z wymową trochę gorzej, bo na razie wychodzi mi coś podobnego do „Jaźrzembie-Źdroj”. Kierowca miał niezły ubaw ze mnie, gdy kupowałam bilet.
Wysiadłam z autobusu i spojrzałam na zegarek. Zdążyłam go przestawić na polski czas, więc była godzina 14:00. Zaczepiłam jakiegoś przechodnia, i spytałam o drogę do mieszkania. Drugi człowiek w tym kraju znał angielski! Zaczynam lubić to miejsce. Po drodze wstąpiłam do sklepu. Pieniądze wymieniłam już w USA, także zaszczyciłam kasjerkę złotówkami. Kupiłam tylko coś do picia, w końcu nie wiem jeszcze czy mam gdzie przenocować. Udałam się w dalszą drogę do mieście. Walizka strasznie mi ciążyła, ale dzielnie brnęłam przed siebie. Z zaciekawieniem przyglądałam się Polsce. Była inna niż USA, to widać. Jakoś tu… przytulniej? Jastrzębie bardzo mi się spodobało podczas tego spaceru. Zakochałam się w tym mieście nawet, jeżeli nie było jednym z najpiękniejszych. Gdy znalazłam się pod blokiem, wcisnęłam numerek przy domofonie i czekałam na odpowiedź.
- Tak?
- Dzień dobry, mieliśmy się spotkać w sprawie mieszkania.
- Ach tak, proszę wejść.
Odbębniłam to spotkanie, i dostałam pozwolenie natychmiastowego wprowadzenia się. Właścicielem był młody chłopak, który jak powiedział wyjeżdża do Anglii do pracy. Ma na imię Robert, i śmiał się ze mnie jak próbowałam to wypowiedzieć.
- A ty? Jak się nazywasz?
- Skyler Wright. – przedstawiłam się.
- Skajler? – kiwnęłam głową – Nie lubię zwracać się do kogoś pełnym imieniem. Zawsze wymyślam jakieś przezwiska. U ciebie to będzie oczywiste Sky.
Och, mało oryginalnie. Każdy tak na mnie mówił. Po dwóch godzinach rozmowy, pożegnał się i wyszedł zostawiając mnie w moim nowym królestwie. Rozpakowałam się i stwierdziłam, że pójdę na małe zakupy, przy czym pozwiedzam miasto. Może uda mi się jakąś pracę wypatrzeć? W końcu na oszczędnościach długo nie pojadę. Założyłam trampki, wzięłam kurtkę i ruszyłam na podbój Polski.
Weszłam do jakiegoś żółtego supermarketu i zaczęłam wrzucać wszystko po kolei do wózka. Zapatrzyłam się na dosyć ładne pomarańcze, czego wynikiem było zderzenie z innym wózkiem. Nie wiem, z jaką prędkością jechał ten facet (tak to był facet), ale przy zderzeniu mój wózek się wywrócił, a jego zawartość rozsypała na podłodze. Przeklinając pod nosem, i nawet nie patrząc na tego pirata drogowego, spróbowałam podnieść wózek.
- Daj, pomogę ci – powiedział po angielsku, czym mnie bardzo zdziwił. Podniósł „mój pojazd” jednym sprawnym ruchem, a potem pomógł mi zbierać produkty.
- Jestem Simon – powiedział.
- Mało mnie to obchodzi – odburknęłam i wrzuciłam wszystko na swoje miejsce.
- Nie bądź niemiła. Przepraszam za to. Zagapiłem się. – uśmiechnął się tak, że każdej dziewczynie powinno się zrobić ciepło. Ale nie mi.
- Wybaczam – spojrzałam w jego brązowe oczy – Do widzenia.
Ruszyłam do kasy.
- Czekaj! – podążył za mną. – Nie wiem jak masz na imię.
- Ta wiedza nie jest ci do niczego potrzebna – warknęłam wykładając produkty na taśmę – Powiedziałam już do widzenia.
- Ale ja nie.
Popatrzyłam na niego. Uparty był, nie ma co. Bez słowa wyłożyłam resztę rzeczy i zapłaciłam za zakupy. Był tuż za mną, więc niewiele miałam czasu żeby mu uciec. Szybko złapałam torebkę i reklamówki i wybiegłam ze sklepu.
Gdy już myślałam, że dałam radę, złapał mnie za ramię. Ten sam.
- Nie odpuszczę. – spojrzał mi głęboko w oczy – W ramach rekompensaty zaniosę ci zakupy do domu.
Zanim się spostrzegłam zabrał mi siatki i ruszył przed siebie pytając.
- Gdzie mieszkasz?
A ja stałam z szeroko otwartymi oczami i nic nie mówiłam.
- Halooo, ziemia do bezimiennej! – powiedział.
Ludzie dziwnie się na nas gapili, w końcu gadaliśmy w innym języku.
- Skyler – powiedziałam i otrząsnęłam się wyprzedzając go. Jak tak bardzo chce, to niech niesie te zakupy.

- Co Skyl… aaa! To dlatego wyglądasz jak anioł Sky. – dogonił mnie i uśmiechnął się.
~~~
No więc mamy jedynkę :) Szkoła się zaczęła, więc jest mnie czasu, dlatego na następny zapraszam za jakiś czas.
Wyjdzie w praniu jak coś. 
Przypominam o komentowaniu :)
Do następnego :*

poniedziałek, 2 września 2013

Prolog

Nowe życie. To mój cel.
Cel, który zamierzam zrealizować tu. W Polsce.
Nie mam tu nikogo. Żadnej rodziny, przyjaciół, pracy czy noclegu.
I dlatego czuję się wolna.
Wolna od ciągłych kłótni, przemocy, nałogów lub używek, które niszczyły mnie od środka.
Od osób, które nie zważały na mnie dążąc do własnego zaspokojenia.
I od jednej, która jedyna chciała dla mnie dobrze.
I przeze mnie nie ma jej tutaj. Na tym świecie.
Więc przyjechałam tu żeby zapomnieć.
Zapomnieć wszystkie upokorzenia, cały ból, który został mi zadany.
Zapomnieć o sadystycznej rodzinie, fałszywych przyjaciołach i poniżającej pracy.
Zapomnieć o własnych błędach i porażkach.
Chcę wreszcie poczuć jak to jest być szczęśliwą.
Chcę poczuć, że mam dom.
Chcę żeby Polska nim była.
~~~
Także zaczynamy nowy projekt. Od razu zastrzegam, że będzie on krótszy on poprzedniego. Liczę na taką samą, a może nawet większą waszą aktywność.
Mam jedną prośbę, mianowicie jeżeli chcecie być informowani o rozdziałach to dajcie znać w zakładce informowani, bo nie informuję bez tego wpisu. Także jeżeli ktoś zadeklarował się na dziewięć-trzynastek to tutaj proszę to zrobić jeszcze raz :)
Z góry dziękuję, i do następnego :P 

wtorek, 28 maja 2013

Marionetki


Skyler Wright

„Co sprawia, że człowiek zaczyna nienawidzić sam siebie? Może tchórzostwo? Albo nieodłączny strach przed popełnieniem błędów, przed robieniem nie tego, co inni oczekują”


Simon Tischer

„Gdybyś kiedyś we śnie poczuła, że oczy moje już nie patrzą na ciebie z miłością, to wiedz, 
że przestałem żyć.”
---
Opowiadanie zupełnie odmienne od poprzedniego. Zapraszam po zakończeniu tego.